Rozdział 45: Tolerancja - Stanisław Sojka

 

Niemcy/Monachium

Joey w tym czasie, w którym Patrick dzwonił do niego z informacją o śmierci ich przyjaciół był w drodze na spotkanie z pozostałym rodzeństwem w sprawie zbliżającej się trasy koncertowej. Więc nie musiał do wszystkich dzwonić i informować o wszystkim. Jedynie zadzwonił do Tani i powiadomił ją o śmierci Hansa i Emmy, a także poprosił, ją by ta przygotowała jego rzeczy do wyjazdu bo planuje pojechać na wyspę i pomóc Patrickowi w przewiezieniu ciał. 

Po zaparkowaniu pod halą Joey wyszedł z samochodu. Następnie rozejrzał się dookoła i widząc większość samochodów należących do rodziny szybkim krokiem wszedł do hali. 

- Są wszyscy. – powiedział wchodząc do środka

- Tak czekamy tylko na ciebie. – powiedziała Kathe, która w tym czasie grała na instrumentach klawiszowych

- Dobra stary, łap za gitarę. – powiedział Jimmy,, który w tym czasie ćwiczył na gitarze

- Nie teraz, próba może poczekać. Paddy dzwonił, mam złą wiadomość. 

- Coś wiadomo co z Hansem i Emmą. – powiedziała Patricia spoglądając na Joeya 

- Hans i Emma nie żyją. – powiedział Joey zasmuconym głosem

- Co, jak to. O czym ty mówisz. – powiedziała zaskoczona Kathe słysząc słowa brata 

- Mówię, że Emma i Hans nie żyją. – powiedział Joey zaparzając sobie kawy

- Oboje. - powiedział John 

- Tak. Jakieś dwie godziny temu Hans zmarł podczas operacji. A Emma zmarła przed przyjazdem Wiktorii i Paddiego na wyspę. 

- Szlak trafił, jeszcze tego brakowało. - powiedział Paul odkładając ukulele

- I co teraz. - powiedziała Patricia 

- Na pewno ktoś musi się skontaktować z kancelarią, w której pracował Hans i powiadomić o wszystkim. Zresztą może wiedzą co trzeba robić. - powiedział Jimmy

- Oni już wiedzą. Wiki i Paddy czekają na Alexa, kumpla Hansa z kancelarii ma jakaś sprawę do nich. - powiedział Joey siadając wraz z kawą na jednym z krzeseł. – Słuchajcie, ja zawieszam na jakiś czas swój udział w zespole. Jutro chcę pojechać na wyspę i pomóc Patrickowi w załatwianiu wszystkich formalności. – dodał

- No jasne bracie. Zresztą cały zespół zawiesi swą działalność na ten czas, aż do pogrzebu. – powiedziała Kathe

- Jutro skontaktuje się Bejtonem i powiem jemu co i jak. Na pewno da nam kilka dni wolnego. - powiedział Jimmy chowając swą gitarę do futerału

- Jimmy, a co z Barby ona wie o wypadku Hansa i Emmy. – powiedział Paul

- O kurcze, całkiem zapomniałam. Ktoś musi powiedzieć Barby o ich śmierci. – powiedziała Patricia upijać łyk swojej kawy

- Tak wie o wypadku, tylko nie wie, jak poważny był. – powiedział John

- Po coś jej powiedziałeś. – powiedział Jimmy spoglądając na Johna – Przecież wiesz, że takie informacje ją dobijają. – dodał

- A co miałam jej nie mówić. Zresztą podsłuchała moją rozmowę z Maite, jak jej mówiłem o całym tym wypadku. Zaczęła wypytywać, więc jej powiedziałem. 

- To mogłeś uważać bo w każdej chwili mogła dostać ataku. 

- No nie, Jimmy. Ty znowu swoje. – powiedziała Kathe

- Co swoje. Przecież dobrze wiecie, że ostatnio Barby się pogorszyło. 

- To prawda. Ale nie z powodu takich wieści. 

- A skąd wiecie. Przecież tyle się ostatnio dzieję: rozstania Patricka z Joelle, powrót rodziny Kowalik, a teraz to. Każda z tych sytuacji mogła pogorszyć jej zdrowie. 

- Przestań Jimmy. Ona jest dorosła. Nie traktuj jej jak dziecka. – powiedziała Patricia

- Jeśli się, aż tak boisz to jedź ze mną i razem jej to przekażemy. – powiedział John upijac łyk swojej kawy

- No jasne, że z tobą pojadę. Chociaż będę wiedział co się z nią dzieje. 

- Dobra, po gadacie sobie o tym później. Teraz trzeba jeszcze zastanowić się, kto powiadomi Maite i Angelo. Trzeba ich ściągnąć z Madery. – powiedział Paul przerywając sprzeczkę między braćmi

- Ja do nich zadzwonię. – powiedziała Patricia spoglądając na brata

- Ok. No to co próba, czy idziemy do domu. Bo muszę się jeszcze spakować. 

- O której planujesz jechać. – spytał John

- Jak się uda to jeszcze dziś wieczorem, a jak nie to przed północą. 

- Jechać z tobą. – dopytywał się dalej John

- Wiesz co nie sam pojadę. Zresztą Anton też tam ma być. Damy radę we trzech. 

- Dobra, ale jak by co to mów. Może jeszcze zdążę się spakować i z tobą pojadę. 

- Naprawdę nie trzeba. W niedzielę masz koncert z Maite, możesz nie zdążysz na niego.

- Ok. Ale daj znać co z pogrzebem. – powiedział John upijając łyk kawy - Dobra stary zamykaj do domu i szykuj się do wyjazdu, próba odwołana. – dodał

Joey podziękował. Następnie po wypiciu kawy pożegnał się z rodzeństwem, po chwili wyszedł z hali i wsiadł do samochodu. Przed odjazdem zadzwonił jeszcze do żony i spytał czy coś trzeba kupić, bo on planuje zajechać do jednego z marketów by kupić coś do picia na drogę. Tania poinformowała męża by ten kupił smarowanie, mąkę, kawę, worki na śmieci i warzywa, takie jak: ze trzy marchewki, seler, kilka cebul i pudełka pieczarek. Joey słysząc to wszystko poprosił zonę by ta listę zakupów przysłała jemu smsem. Następnie po skończonej rozmowie odjechał w stronę jednego z marketów. 

Po niespełna dwudziestu minutach Joey zajechał pod sklep. Kupił wszystko co było na liście i kilka innych rzeczy. Po półgodzinnych zakupach Joey znów wsiadł do samochodu i odjechał w stronę domu. 

Po kolejnych dwudziestu minutach dojechał do domu. Wyjął z samochodu wszystkie zakupy, a następnie zaniósł je prosto do kuchni. Tam Tania po wyjmowała i posortowała wszystko. Joy natomiast poszedł na górę do sypialni. Widząc na łóżku wyciągnięte ubranie, przejrzał je, a następnie wybrane przez niego spodnie czy koszulę, spakował wraz z bielizną do czarnej walizki, która stała już obok łóżka. Spakował też swoje kosmetyki i kilka innych potrzebnych rzeczy. Następnie wykorzystując czas postanowił się przespać przed wyjazdem. Położył się więc na łóżku i zasnął.

Kilka minut po dwudziestej pierwszej Tania obudziła Joey'a i spytała o której planuje jechać. 

- A która jest godzina. – Spytał Joey słysząc słowa żony

- Dwadzieścia po dziewiątej wieczór. 

- O matko, już wstaje. – powiedział zasypany Joey podnosząc się z łóżka - Wezmę tylko orzeźwiający prysznic, coś zjem i ruszamy w drogę. – dodał

- W lodowce jest trochę lazzani odgrzać ci. – spytała Tania

- Jak byś mogła to odgrzewaj. 

Joey wyjął komody świeżą bieliznę i szary t-shert. Następnie chwycił za czarne spodnie leżące na krześle nieopodal okna i wraz ze wszystkich poszedł do łazienki, która znajdowała się obok sypialni. Tam wziął prysznic, ogolił się i ubrał. Następnie po wyjściu z łazienki zszedł na dół do kuchni. Tam czekała już na niego lazzania, którą kilka minut wcześniej odgrzała Tania. 

- Żebyś się nie zatrzymywał w nocy zrobię ci kawę do termosu. – powiedziała Tania spoglądając na męża

- Dobrze. 

Tania wyjęła z jednej z szafek termos półtora litrowy i zaczęła przyrządzać kawę. W pewnym momencie do kuchni wszedł Lucka. Widząc, jak Joey tak późno je kolację, Tania szykuje termos z kawą zaczął zastanawiać się co się dzieje. 

- Co jest, gdzieś się wybieracie czy co. – spytał Lucka widząc co dzieje się w kuchni

- Tata jedzie do Sassintz. – odpowiedziała Tania

- Na wyspę po co. – dopytywał się Lucka

- Hans z Emmą zmarli, jadę pomóc w załatwieniu ostatecznych spraw. – powiedział Joey spoglądając na syna

- Co jak to, kiedy zmarli. 

- Dzisiaj Hans, wczoraj Emma. – powiedział w skrócie Joey

- A co z ich dzieckiem. 

- Później ci wszystko opowiem. Tata teraz nie ma czasu. – powiedziała Tania

Lucka podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej szklankę i nalał do niej wodę z kranu i zaczął ją pić. Po chwili przypomniał sobie rozmowę rodziców o tajemniczej Wiktorii. A nie dowie się nic o niej, jak nie pojedzie tam z ojcem. Postanowił się więc spytać ojca czy jechać z nim. 

- Jechać z tobą. – spytał Lucka

- Nie. Nie trzeba. Sieć w domu. 

- A to czemu, niech jeqdzie z tobą. Szybciej dojedziesz, jak będziecie na zmianę prowadzić. – powiedziała Tania zaparzając kawę 

- A co z treningiem do maratonu. 

- Oj tam. Dzień czy ze dwa razy nie poćwiczę nic się nie stanie. Zresztą tam też można pobiegać

- Weź go, póki jest napalony. W czymś wam zawsze pomoże.

Joey na początku nie za bardzo był za tym by Lucka z nim jechał, ale po zastanowieniu i namowach żony zgodził się. 

- Dobra. Masz pół godziny na spakowanie. – powiedział Joey spoglądając na syna

- Ok. 

Po słowach ojca Lucka odstawił szklankę do zlewu. Następnie szybkim krokiem wyszedł z kuchni i pobiegł schodami do swojego pokoju. Po drodze wszedł jeszcze do garderoby znajdującej się na piętrze i wyjął z niej zieloną walizkę. U siebie w pokoju z szafy Luka wyjął dwie pary spodni. Z komody zaś bieliznę, ze trzy t-sherty i kilka innych rzeczy. Następnie zaczął się pakować. Po niespełna dwudziestu minutach był już spakowany. Sprawdził jeszcze swój telefon czy jest naładowany. Widząc, że bateria starczy mu na całą noc, wrzucił ładowarkę do bocznej kieszeni walizki, a, telefon do tylnej kieszeni spodni. Następnie wraz z walizką zszedł na dół. 

Joey widząc syna stojącego z walizką w drzwiach kuchni wyszedł z niej. Poszedł do sypialni po swoją walizkę. Następnie wraz z nią zszedł na dół. Po chwili oboje pożegnali się z Tanią i pozostałymi, a następnie wyszli z domu. Walizki wsadzili do bagażnika. Po wejściu do samochodu Joey wraz z synem omowili przebieg trasy. Wiedząc, że podróż wraz z postojami zajmie im ponad dziesięć godzin jazdy, może nawet więcej, ustalili, że będą się zmieniać za kierownicą przy każdym postoju, a postuj będą robić co trzy, cztery godziny. Po ustaleniu wszyskiego panowie odjechali na północ w stanę Wyspy Rugia.


Polska

Antoni zaraz po telefonie od Wiktorii zakończył pracę w biurze i pojechał do domu, by powiadomić resztę rodziny o śmierci Hansa i Emmy. Po drodze zadzwonił jeszcze do Janka i Doroty, by ci, jak najszybciej przyjechali do rodzinnego domu. 

Po niespełna dwudziestu minutach Antoni podjechał pod dom. Wyszedł z samochodu, a następnie szybkim krokiem wszedł do domu i poszedł prosto do garderoby, która znajdowała się pod schodami. Tam jedną z szaf zaczął przeszukiwać. Pani Ela widząc, jak syn czegoś szuka podeszła bliżej i zastanawiająco spojrzała na syna. 

- Możesz mi powiedzieć czego szukasz. – powiedziała Ela spoglądając na syna

- Walizki. – odpowiedział syn przeszukując szafę

- Walizki, a po co Ci walizka. – powiedziała zastanawiająco Ela 

- Jadę do Sassinitz pomóc Wiktorii i Michaelowi w papierach. O jest. – powiedział Antoni wyciągając jedną z walizek

- W papierach, jakich papierach. 

- Chodzi o papiery ze szpitala dotyczące pogrzebu. – powiedział Antoni wychodząc z walizką z garderoby

- Pogrzebu. Możesz jaśniej, bo nie nadążam za tobą synu. 

- Wiki dzwoniła. Emma i Hans nie żyją. 

Pani Eli po słowach syna zrobiło się gorąco. Nie mogąc utrzymać równowagi złapała się poręczy. Natalia, która w tym czasie wchodziła do domu, widząc to podbiegła do teściowej. 

- Mamo co jest. Wszystko w porządku, wezwać lekarza. – spytała Natalia

- Nie trzeba. Posadź mnie tylko. – powiedziała łapiąc się Natalii

- Antek przynieś wody. – powiedziała w stronę męża idąc wraz teściową do salonu

Natalia przeniosła teściową do salonu, by ta mogła usiąść na kanapie. Antoni poszedł do kuchni. Tam z jednej z szafek wyjął szklankę i nalał do niej wódy i wraz z nią wrócił do salonu. 

- Mamo woda. – powiedział podając Eli szklankę wody

- Co się stało, że mama zasłabła. – spytała Natalia spoglądając na męża

- Emma i Hans nie żyją. – powiedział Antoni siadając na poręczy fotela

- Jak to, o czym ty mówisz. – zdziwiła się Natalia

- Moje dzieci. – powiedziała Ela upijając łyk wody

- Wiki dzwoniła, oboje zmarli. Wczoraj nad ranem Emma, a dziś Hans. 

- A ta walizka, co ma znaczyć. 

- Jadę do Sassinitz, pomóc przy formalnościach. 

- A no tak. – powiedziała pod nosem Natalia – Antek, a co z firmą. Dacie wolną rękę Igorowi na ten czas. – dodała spoglądając na męża

- W żadnym wypadku. Zaraz Janek przyjedzie, poproszę by wraz z Bartkiem przejęli nasze obowiązki. 

- Rany, dalej nie mogę w to uwierzyć. – powtarzała cały czas pani Ela - Moje dzieci.

- Antek, a co z małą. Trzeba coś zrobić by nie trafia do domu dziecka. 

- Klause, już do nich jedzie. Ma jakaś sprawę do Wiktorii i Patricka związaną z wypadkiem Hansa i Emmy. Zresztą kazałam się Wiktorii o wszystko wypytać. 

- A Dorota już wie. 

W tym czasie pod domem rodziny Kowalik podjechał Adam swoim autem, który był umówiony z Antonim w sprawie pomocy przy sprzątaniu garażu. Adam wyszedł ze swojego samochodu, następnie wszedł do domu. Słysząc rozmowę dotyczącą jego żony podszedł bliżej. 

- Co wie. - powiedział zdziwiony Adam wchodząc do salonu

- O Adam, a ty co ty robisz stary. - powiedział zaskoczony Antoni widząc swojego szwagra

- Jak to co. Przecież mieliśmy sprzątać garaż. 

- A całkiem zapomniałem. - powiedział Antoni podnosząc się z fotela - Sprzątanie odwołane. - dodał

- Co jest, co macie takie miny. - powiedział Adam spoglądając na wszystkich - I co się stało mamie. - dodał widząc, jak teściowa wyjmuje ciśnieniomierz 

- Wiki dzwoniła. Emma i Hans nie żyją. - powiedział Antoni spoglądając na szwagra

- Jak to. To jest pewne. 

- Tak. Głos Wiktorii był przekonujący.

- Ja pierdziele. Wiadomo kiedy pogrzeb. - powiedział Adam siadając na drugim fotelu

- Właśnie jadę pomoc to wszystko załatwiać. 

Pod dom w rodziny Kowalik zajechały kolejne dwa samochody. Tym razem z samochodów wyszli Janek i Alan, którzy także przyjechali pomóc w sprzątaniu garażu. 

- Siemka rodzinko. - powiedział Janek wchodząc do domu

- Babciu kupiłem twoje ulubione pączki serowe. - dodał Alan wchodząc za Jankiem do domu

Janek i Alan słysząc do biegającą rozmowę z salonu poszli tam. 

- No hej co jest, czemu się nie odzywacie. - powiedział Janek wchodząc do salonu

- Co za zebranie, o którym ja nie wiem. - powiedział Alan wchodząc za Jankiem do salonu

- Coś się stało. - spytał Janek widząc miny bliskich

- Wiki dzwoniła. Hans i Emma nie żyją. - powiedział Adam spoglądając w stronę chłopaków

- Że co? O czym wy mówicie? - spytał zszokowany Janek słysząc słowa szwagra

- Wy nie mówicie serio. - powiedział Alan siadając na drugim z foteli

- Niestety, ale to prawda. Wiktoria była przekonująca, jak o tym mówiła. - powiedział Antoni

- Ale przecież mówili tylko o wypadku. - powiedział Janek siadając obok mamy na kanapie

- Stary, ja też na początku w to nie wierzyłem. Musimy się z tym pogodzić, że już ich nie ma. 

- Tato, a kancelaria już wie o śmierci Hansa. - spytał Alan

- Tak. Klaus, jest w drodze do Sassinizt. A Janek przejmiesz szefostwo w firmie. 

- Jasne. Chociaż nie wiem po co. - zdziwił się słysząc słowa brata

- Jadę do Sassinizt pomóc Wiktorii w papierach. 

- Dobra stary. Ty jedź, a ja na spokojnie zajmę się firmą i tak nie mam co robić. 

- Dzięki stary. Nie chce zostawiać firmy Igorowi bo jeszcze coś popiepszy. 

- Tato jechać z tobą. - spytał Alan 

- A w wojsku cię nie potrzebują. - powiedział Antoni spoglądając na syna

- Obecnie nie. Mam dwa tygodnie urlopu więc mogę z tobą jechać.

- No dobra. Tyko bądź już tu o trzeciej w nocy. Chce wyjechać jak najszybciej, jak się uda to nawet po czwartej. 

- O czwartej. - powiedział zastanawiająco Alan - To wiesz co, to jak ty chcesz jechać o czwartej to ja będę tu nocował. Będziesz spokojniejszy. - dodał Alan spoglądając na ojca

- Ok. Może nawet szybciej wyjedziemy. 

- Na pewno będziesz tu nocował. - spytała. - Natalia spoglądając na Alana

- No tak. 

- Ok. To ja idę ci szykować pokój. - powiedziała Natalia podnosząc się z kanapy

- Ej Natka bez przesady, prześpię się na kanapie. 

- Nie ma mowy. - powiedziała pani Ela spoglądając na wnuka

- Ale babciu... 

- Co babciu. Nie po to jest pokój gościnny byś spał na kanapie. 

- Niech wam będzie. 

- Widzę, że mama, już nie potrzebuje lekarza. - powiedział Antoni widząc jak pani Ela szybko doszła do siebie

- Lekarza, a po co mi lekarz. - zdziwiła się pani Ela słysząc słowa syna

- Jak to po co? Przecież mama zasłabła. - powiedziała Natalia

- Chwilowe mroczki przed oczami nazywacie zasłabnięciem. - powiedziała pani Ela spoglądając na synową 

- Ale mamo... 

- Co mamo... Lepiej przygotuj pokój dla Alana. - powiedziała pani Ela, po chwili spojrzała na wnuka - A ty, jak dobrze pamiętam miałeś jechać po swoje rzeczy. 

- Widzę, że babciu się, już dobrze czuje. - mrugnął pod nosem Alan podnosząc się z fotela

- Coś mówiłeś. – spytała pani Ela

- Mówię, że już jadę po swoje rzeczy. - powiedział Alan idąc w stronę wyjścia

Alan wyszedł z domu. Wsiadł do swojego samochodu i odjechali. Pojechał do swojego mieszkania, które znajdowało się nieopodal rodzinnej firmy. Tam spakował do walizki ze dwie pary spodni, cztery t-shirty, z jedną koszulę, , bieliznę i kilka innych potrzebnych rzeczy. Następnie znów wsiadł w samochód i pojechał do ojca. Natalia natomiast przygotowała jemu pokój gościnny by ten mógł się na spokojnie wyspać przed podróżą... 

Następnego dnia Antoni wraz z Alanem wstali po godzinie piątej. Razem z nimi wstała także Natalia, która od razu zeszła do kuchni. Tam przygotowała panom śniadanie. Wiedząc, że panowie się śpieszą ugotowała każdemu po pięć parówek. Przygotowała także Antoniemu i Alanowi kawę do picia. Antoni natomiast jako pierwszy wziął szybki prysznic. Następnie w swojej sypialni założył na siebie czarne dżinsy, skarpetki i szary t-shirt, które wyjęła wcześniej Natalia. Następnie sprawdził czy wszystkie potrzebne dokumenty ma w portfelu. Sprawdził też czy ma naładowany telefon. I widząc, że wszystko ma chwycił za walizkę stojąca przy szafie i wraz z nią wyszedł z sypialni i z szedł na dół. Postawił walizkę w przejściu, następnie poszedł do kuchni, gdzie czekała już na niego Natalia ze śniadaniem. 

Alan słysząc głos ojca, że łazienka wolna chwycił za kosmetyczkę i świeża bieliznę i ze wszystkim poszedł do łazienki. Tam wziął szybki prysznic, ogolił się i po piętnastu minutach był, już w pokoju gościnnym, w którym nocował. Chwycił za spodnie i biały t-shert leżące na krześle. Ubrał się i pochował wszystko do walizki. Następnie chwycił za telefon leżący na stoliku nocnym i schował go do kieszeni. Rozejrzał się do okoła i widząc, że nic nie zostawił, chwycił za walizkę i wraz z nią wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Zostawił walizkę w przejściu, a, następnie poszedł do kuchni. Usiadł obok Antka i zaczął zajadać się parówkami. Pod czas śniadania panowie ustalili, że pojadą Fordem Kuga należącym do Antoniego. Ustalili także, że pojadą na Szczecin i dopiero w Kołbaskowie przekroczą granice i pojadą na wyspę. 

Po śniadaniu pożegnali się z Natalią i panią Elą, która wstała, by pożegnać się z synem i wnukiem. Po chwili panowie chwycili za swoje walizki i kurtki i ze wszystkim wyszli przed dom. Walizki usadzili na tylnym siedzeniu. Następnie wsiedli do samochodu i odjechali. 


 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 41: Blurry Eyes - Michael Patrick Kelly

Rozdział 39: The First Time - The Kelly Family

Rozdział 40: Because It’s Love - The Kelly Family