Rozdział 1: Looking for Love - The Kelly Family


- Proszę wszystkich państwa o powstanie. – powiedziała blond włosa kobieta z włosami spiętymi w kok, pracownica urzędu stanu cywilnego – Proszę aby państwo młodzi podeszli bliżej mnie i złapali się za ręce. – dodała. 

Młoda para stojąca na przeciwko kobiety podeszła bliżej niej, a następnie stanęli naprzeciwko siebie. Brunet ubrany w czarny elegancki trzy częściowy garnitur, białą koszulę, i eleganckie czarne lakierki, chwycił za lewą dłoń młodą kobietę o kasztanowych włosach spiętych w kok ubraną w białą suknie ślubną do kolan z rękawem trzy czwarte i rozkloszowanym dołem, i w białych sandałkach na szpilce. Kobieta się uśmiechnęła spoglądając na mężczyznę. W prawej ręce trzymała piękny bukiet ślubny z białych goździków.

- Za zgodą prawną, wysłuchamy teraz przysięgi małżeńskiej ułożonej przez państwa. – powiedziała kobieta spoglądając na parę młodą – Zaczniemy od pana. – dodała pokazując dłonią w stronę pana młodego.

Mężczyzna wziął głęboki oddech, a następnie wypowiedział swoją wersje przysięgi małżeńskiej.

- Jesteś Moją jedyną prawdziwą miłością i codziennie dziękuję Bogu, że stanąłeś na mojej drodze życia. Dziękuję za to, że pokazałaś mi czym jest prawdziwa przyjaźń, a następnie miłość. Dziękuję za to, że byłaś przy mnie w tedy gdy tego najbardziej potrzebowałem. Wiem, że niektóre dni będą takie jak ten – szczęśliwe i pełne radości, inne mogą okazać się dla nas wyzwaniem. Ale obiecuję Ci świętować z Tobą sukcesy, a pocieszać i wspierać w trudnych chwilach. Być przy Tobie zawsze i na zawsze. Ślubuję okazywać Ci moją miłość codziennie w słowach i czynach, kochać Cię dzisiaj, jutro i do końca życia. – powiedział mężczyzna

- A teraz Panią poproszę o powiedzenie własnej przysięgi małżeńskiej. – powiedziała kobieta w stronę panny młodej

Panna młoda spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy, a następnie wypowiedziała własną przygotowaną przysięgę małżeńską. 

- Ty wiesz najlepiej, jak bardzo nie lubię podejmować pochopnych decyzji. Jednak jest jedna, przy której się nie wahałam i której jestem całkowicie pewna – spędzić z Tobą resztę życia. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Niezależnie od tego co wydarzy się w przyszłości. Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie. Chcę, by Twoje marzenia, cele, smutki i zmartwienia były moimi. Chcę dawać Ci radość, uśmiech i szczęście. Sprawiać, by nasza miłość rosła z każdym dniem. Przysięgam kochać, wspierać i uszczęśliwiać Cię do końca naszych dni. – powiedziała z uśmiechem na twarzy

- Na skutek zgody z oświadczeniami stron złożone przede mną, jako kierownikiem urzędu stanu cywilnego w Monachium w obecności świadków i gości, stwierdzam i ogłaszam, że małżeństwo po miedzy panią Wiktorią Magdaleną Kowalik i panem Michaelem Patrickiem Kelly zostało zawarte zgodnie z prawem. Od tej chwili jesteście państwo mężem i żoną. …  


Kilka miesięcy wcześniej

 

Belgia/Bruksela 

Na obrzeżach Brukseli w Belgi znajdowała się budynek wybudowany i przystosowany specjalne na studio nagrań firmy Universal Music Belgia. I miejsce prób dla artystów, którzy mieli podpisany kontrakt z wytwórnią. Jednym z grona artystów był Michael Patrick Kelly, który obecnie mieszkał w Brukseli. Muzyk z wytwórnią współpracował jedynie w weekendy. Tylko w te dni miał czas na swoją pasje jaką była muzyka. W pozostałe dni pracował w firmie należącej do ojca swojej narzeczonej Joelle.

- „Tu Joelle Verreet obecnie nie mogę odebrać zostaw wiadomość po sygnale”. – powiedział głos w telefonie

- Joelle gdzie ty do cholery jesteś, dzwonie do ciebie już trzeci raz, a ty nie odbierasz. Martwię się. – powiedział Patrick nagrywając się na pocztę Joelle – Rany kobieto odbierz wreszcie ten cholerny telefon. – dodał wyłączając telefon 

- Paddy jedziesz już do domu. – Chris ledwo łapał oddech podbiegając do Patricka – Podrzucisz mnie, rany, ale się zmachałem.

- Jasne stary, a ty co taki zmachany. – Patrick spoglądając na kumpla schował telefon do kieszeni 

- Kuźwa stary, wyskoczyłeś ze studia, jak wariat nie można za tobą nadążyć. Ja pierdzielę chyba mi serce zaraz wyskoczy. – powiedział Chris łapiąc cały czas oddech 

-  Do domu jadę, do Joelle, zresztą coś nie mogę się do niej dodzwonić.

- Daj spokój dziewczynie. Dziś sobota, na pewno, gdzieś szaleje na zakupach.

- To na pewno, tylko mogła by chociaż raz odpisać co i jak. To bym się tak nie denerwował.

- Chłopaki macie trzy tygodnie wolnego! – krzykną za nimi Pier menadżer Patricka, po czasie dodał po cichu – I tak nie ma z was pożytku. Po co pchałem się w ten weekendowy interes, bo wielki Kelly powraca. 

- Pier co mówisz! – krzyknął Chris

- Macie trzy tygodnie wolnego. jak by coś się zmieniło to zadzwonię do was. 

- Dobrze, dzięki szefie. – powiedzieli wspólnie Chris i Patrick

- Dobrze, chodź podwiozę cię, a teraz po drodze zajedziemy jeszcze po chińszczyznę, bo jestem stary cholernie głodny.

- Nareszcie będzie kilka dni urlopu.

- Jak dla kogo. – mruknął pod nosem Patrick wychodząc z budynku

- Co jest stary?

- A nic takiego.

- Jak to nic takiego przecież widzę. Zresztą od rana jesteś nie swój. – mężczyźni wsiedli razem do czarnej kii sportage

- Wieczorem z Joelle jadę do jej rodziców na weekend.

- Uuuuu… wizyta u przyszłych teściów. Po minie widzę, że nie bardzo chcesz tam jechać.

-  A idź ty. Zresztą nie wiem czy ich można nazwać teściami.

- Aż tak źle?

- Nawet nie pytaj. Cały czas mi wypominają, ile to oni włożyli w ten nasz związek. Ile wydali na nasze mieszkanie. Bo przecież ja przyjechałem goły i bosy. 

- Że co? – zdziwił się Chris

- Chodzi o to stary, że ja od razu po wyjściu z zakonu przyjechałem do Joelle, a nie zacząłem żebrać u własnego rodzeństwa.

- Czekaj, żebrać! O co tu chodzi? – zdziwił się Chris

- Przecież wiesz, że byłem przez kilka lat w zakonie, a my zakonnicy, jak to oni mówią umiemy się tylko modlić i żebrać od innych na renowacje zakonu, lub kościołów. 

- Jeszcze się nie ożeniłeś, a masz już problem z teściami. No nie stary bez jaj.

- A po drugie mają do mnie cały czas pretensje, że do tej pory nie upomniałem się o swoje z testamentu naszego ojca. Żebym to ja wiedział co w nim jest.

- Testament ojca! To ty nie wiesz co wam przepisał wasz ojciec.

- Niestety, ale nie. John mówi, że ojciec napisał testament, ale nikt nie wie, gdzie on dokładnie jest i co w nim jest.

- A pytaliście się adwokata rodzinnego. Czy ojciec nie zostawił jakiegoś testamentu lub dokumentu.

- Pytaliśmy się, ale nikt nic o testamencie nie wie. Nawet w Irlandii.

- Irlandii?! A co do tego ma Irlandia? – spytał Chris

- Ojciec miał kiedyś znajomego prawnika, który prowadził kancelarię w Dublinie. Przez pierwsze lata 90’ ojciec był jego klientem. A później, gdy osiedliśmy się na stałe w Niemczech John zdecydował się na współprace z kancelarią w Monachium. Nikt nie wie co ojciec zrobił z tym testamentem. Dobra stary, idę coś zamówić do jedzenia chcesz coś. – spytał Patrick Chrisa podjeżdżając pod jedną z chińskich restauracji

- Wiesz co, zamów mi makaron chow men z kurczakiem i pak choi. Chociaż nienawidzę jeść pałeczkami.

- Dobra Chris nie ma sprawy, zaraz wracam. – zaśmiał się Patryk

Patrick poszedł do restauracji „Chiński horoskop”, aby coś zamówić do jedzenia. To była jedna z trzech jego ulubionych restauracji w Brukseli, do których lubił chodzić. W tej trójce znajdowała się jeszcze włoska restauracja „Liguria” i polska restauracja „Kraków” prowadzona przez polskich Imigrantów, którzy uciekli podczas stanu wojennego z Polski. W tej ostatniej czół się najlepiej. Może dla tego, że wnętrze restauracji przypominało jemu rodzinny dom, za którym tak bardzo tęsknił. 

Patrick po kilku minutach wrócił z pieczonymi udkami w pięciu smakach, smażonym ryżem po chińsku z kurczakiem i z warzywami, i zupą orientalną z makaronem i krewetkami. A także z makaronem chow men z kurczakiem i pak choi dla Chrisa. 

- Proszę Chris, to twoje. – powiedział podając Krisowi papierową szarą torbę 

- Dzięki! Ale pachnie. – Chris zanurzył nos w torbie z której wydobywał się zapach potrawy 

- Czekaj stary na miejscu zjem sobie chociaż moją zupę, bo zwariuję z głodu. – Patrick chwyciła za pałeczki i zaczął jeść

- A wracając do naszej rozmowy. Z tego co wiem Joelle ma skończone te same studia co ty, powinna wiedzieć co jest potrzebne dla kościoła, a co dla duszy. Wiec o co chodzi? – spytał Chris odrywając się od torby, a po czasie dodał – Ja chyba zjem w domu, nie będę brudził ci samochodu. 

- W schowku jest małe pudełko w którym są sztuczce, jak chcesz to weź je i jedz od razu. – Patrick pałeczkami pokazał schowek w samochodzie

- Nie stary, na prawdę zjem w domu. Nie chcę, żebyś prze zemnie oberwał od Joelle, że masz pobrudzony samochód jak ostatnio.

- No sam widzisz o co chodzi, samo jej zachowanie ostatnio daje dużo do myślenia. Dobra możemy już jechać. – Patrick wyszedł z samochodu, pojemnik po zupie wyrzucił do kosza na śmieci, który znajdował się parę metrów od zaparkowanego samochodu. Pozostała zawartość torby z restauracji położył na tylne siedzenie, a po czasie chwycił za kierownice i ruszył 

- A Joelle nie stanęła w twojej obronie przed rodzicami.

- Stanęła i to nie raz, ale ostatnio się zmieniła, zresztą jej też wypominają, że zrobiła błąd.

- Jaki błąd!? – zdziwił się Chris

- Powtarzają jej, że po pierwszym etapie studiów miała szansę wyjść za mąż za jakiegoś Tomasa, który jest synem brukselskiego biznesmena i żyć, jak królowa. A zamiast tego rzuciła się wir studiów i zrobiła doktorat. A nie przejęła rodzinnego interesu. Zresztą jej rodzice, jak by mogli to by ułożyli jej całe życie, tak jak oni by tego chcieli.

- Co ty pieprzysz stary. 

- Tak Chris. Ona mało kiedy, ma własne zdanie. Więcej to oni decydują.

- Przecież to nie jest małe dziecko.

- Ale oni wszystko nadzorują. Nawet ostatnio podczas remontu mieszkania, to oni decydowali, jakie maja być kolory w pokojach.

- Nie wieże w to co mówisz.

- Powiem ci Chris, że czasami zazdroszczę mojemu rodzeństwu, że mają tak przyjacielskich teściów. Że umieją się z nimi dogadać, a w szczególności zazdroszczę Patricii i Jimmiemu. Ci to maja szczęście. 

- Jak to, o czym ty mówisz.

- Teściowa Patricii traktuje ją, jak córkę. Zdarza się nie raz, że nawet wspólnie wyskoczą na babskie zakupy. A za to teściowie Jimmiego zawsze go wspierają i pomagają przy Barbie, jak potrzebna jest jakaś pomoc to oni są zawsze pierwsi. A moi teściowie mi zawsze wszystko wypominają. 

Patrick podjechał pod jedną z kamienic nie daleko centrum Brukseli, w której mieszkał Kris. 

- Jesteśmy już. Pozdrów Rebekę

- Dzięki stary za podwózkę, no to co widzimy się na poniedziałkowym meczu u mnie. – Chris i Patrick podali sobie rękę.

- Jasne, że tak. Nara stary.

- Na razie, cześć. – Chris wyszedł z samochodu i ruszył w stronę swojej bramy.  


Godzinę później Patrick wjechał w zamknięte osiedle apartamentowców. Było to osiedle zwane najczęściej przez Angelo młodszego brata Patricka osiedlem bogatych snobów. Osiedle nie było duże zaledwie siedem wieżowców apartamentowych, ale miało jedną wadę, na osiedlu nie było żadnego lokalnego sklepu, kiosku czy nawet małego salonu kosmetycznego zrobionego z mieszkania, więc wszędzie trzeba było dojeżdżać. Nie było nawet placu zabaw dla dzieci, ani nawet ławek do siedzenia na świeżym powietrzu, więc często jego rodzeństwo powtarzało jemu, żeby nie spieszył się do roli ojca bo nie ma, gdzie z dzieckiem na spacer iść.

W jednym z wieżowców Patrick miał tam mieszkanie, nie przepadał za nim. Bardziej kochała to mieszkanie Joelle niż on. Może dlatego, że to właśnie rodzice Joelle kupili im to mieszkanie, gdy dowiedzieli się od córki, że Patrick się jej oświadczył i zamierza z nią zamieszkać w Brukseli. Patrick nie lubił żerować na innych, zawsze sam zarabiał na to, co potrzebował i zawsze sam kupował sobie to co było dla niego potrzebne. Niestety tym razem mężczyzna nie dał ani jednego centa na mieszkanie, bo nie miał. Tak bardzo chciał być z ukochaną, że po wystąpieniu z klasztoru do Joelle przyjechał, tylko z pierścionkiem zaręczynowym, który pomogła jemu kupić Patricia, z jedną torbą, w której było tylko kilka ubrań i gitarą. Dopiero po czasie w portfelu Patricka zaczęły pojawiać się pieniądze.

Patrick zaparkował pod swoim wieżowcem, wyszedł z samochodu i zabrał wszystkie swoje rzeczy: gitarę i torbę z jedzeniem.  Zamykając samochód spojrzał na szóste piętro, to tam właśnie znajdowało się mieszkania, w którym mieszkał wraz z Joelle. Zwinnym szybkim krokiem wszedł do klatki. Wchodząc po schodach na parter spotkał jeszcze swojego ulubionego sąsiada pana Francisca, który szedł na spacer ze swoją wnuczką i psem Fredo rasy jack russell terrier, 85 letniego dziadka, który z charakteru przypominał Patrickowi ojca. Po przywitaniu się z sąsiadem Patrick wszedł do windy. Od niechcenia nacisnął na cyfrę sześć. Po wyjściu z windy skręcił w stronę swojego mieszkania, po drodze zagadał jeszcze do dzieci swojej sąsiadki z naprzeciwka, które zrobiły sobie maraton po schodach. 

- Joelle jesteś w domu! Kupiłem po drodze chińszczyznę. Joelle. – położył torbę z jedzeniem na stoliku w salonie, gitarę zaś rzucił na fotel. Mieszkanie nie było duże zaledwie 60 m2: trzy pokoje, łazienka i kuchnia, ale przytulne. – Joelle!

- Oooo… Paddy! Już jesteś. – powiedziała Joelle wchodząc do salonu ubranym, tylko szlafroku

- Ty jeszcze nie gotowa, przecież mieliśmy jechać prosto po próbach do twoich rodziców. – pocałował Joelle stojącą nie opodal drzwi salonu 

- Tak, tak już się szykuje. Zdrzemnęłam się chwilę i chyba przysnęłam. Co tam kupiłeś, chyba zjem teraz, bo jestem cholernie głodna. – z sypialni dobiegały dziwne odgłosy, jakby skrzypienie łóżka i czyjeś kroki. Patrick postanowił to sprawdzić

- Co tam się dzieje? Ktoś tam jest? – odsunął Joelle od siebie i poszedł w stronę sypialni 

- Nic, wydaje ci się. To chyba sąsiedzi z góry. – powiedziała próbując zatrzymać Patricka 

- Jasne, sąsiedzi. – po otworzeniu drzwi Patrick przeżył szok, przy łóżku stał szczupły mężczyzna z wyglądu podobny do księcia Harrego ubrany, tylko w slipy w ręku trzymał spodnie – Do cholery, co to ma znaczyć. Co ten facet tu robi? Joelle!

- Paddy to nie tak, jak myślisz. – Joelle wbiegła za Patrickiem do sypialni 

- Co nie tak. Wracam do domu, a w naszej sypialni znajduję innego faceta i to jeszcze… – Patrick spojrzał w stronę ubierającego się mężczyzny – Kuźwa, kim ty jesteś człowieku, że cię nakryłem z moją narzeczoną. 

- Narzeczoną, czekaj, jaką narzeczoną o co tu chodzi Joelle. – powiedział zdziwiony mężczyzna ubierając spodnie

- Paddy, błagam to nie … – Joelle próbowała się tłumaczyć. Patrick nie chciał jej słuchać. Ruszył w stronę mężczyzny, ale naglę się zatrzymał przypomniał sobie, jak skończyła się taka kłótnia o dziewczynę. Nie chciał powtórki z historii.

- To ja powinienem się spytać o co tu chodzi. W przyszłym roku mielimy wziąć ślub. A ty mi to robisz. 

- Joelle! Twój ojciec powiedział, że nie jesteś z nikim związana. Że mamy szansę do siebie wrócić. A ja słyszę ślub. 

- Nie wtrącaj się Tomas. – warknęła Joelle – Paddy wysłuchaj …

- Tomas! Czekaj to jest ten Tomas, którego tak ci rodzice wypominają.  – Patrick złapał się za głowę i zaczął się śmiać – Nie wierzę, kompletnie w to nie wierzę. Zdradzasz mnie ze swoi byłym i to jeszcze … z rudzielcem. Nieee…

- Kuźwa dupku, bo ci przypierdziele. – mężczyzna ruszył w stronę Patricka 

Miedzy mężczyznami doszło do kłótni. Patrick starał się opanować nie chciał wdawać się w bójkę z Tomasem. Chwycił za walizkę i zaczął się pakować. Joelle naglę zamilkła, nie wiedziała co ma robić. Opierając się o ścianę usiadła skulona na podłodze. Zaczęła bić się z myślami. W głowie pojawiały się słowa wypowiedziane przez jej rodziców, co tak naprawdę myślą o jej związku z Patrickiem i o rodzinie Kelly, a także słowa sympatii do niej ze strony rodzeństwa Patricka. Nie wiedziała, co ma wybrać miłość do Patricka czy miłość do własnych rodziców. 

Po chwili Joelle dostała olśnienia, wiedziała po czyjej stronie ma stanąć. Nie było to korzystne dla Patricka i jego rodziny.

- Mam już tego dosyć! – krzyknęła podnosząc się z podłogi. Podchodząc do Patricka dodała – Tego twojego życia. Zresztą z tobą się nie da żyć. 

- O czym ty do cholery mówisz. – zdziwił się Patrick próbując opanować złość w Joelle – Opamiętaj się kobieto!

- Cały czas biegasz za marzeniami, które się nigdy nie spełnią. Człowieku zejdź na ziemie. Trzeba żyć, jak normalny człowiek iść do pracy, a nie tylko muzyka i muzyka.

- Przecież dostosowałem się do twojej rodziny, pracuję u twojego ojca w firmie tak, jak on tego chciał mam stałą prace i spłacam jemu swoją zaliczkę za mieszkanie. A dopiero w weekendy jeżdżę na próby i do studia.

- No właśnie weekendy, weekendy, które powinny być moje! Moje! A nie jakieś pieprzonej gitary. To ze mną powinieneś spędzać ten czas. Ze mną. – Joelle rzuciła się na Patryka z pięściami.

- Joelle co się z Tobą dzieje. Nie poznaje cię. Opanuj się! – próbował potrzymać Joelle

-  Z nimi, też spędzasz więcej czasu. Wolisz tych nierobów ode mnie. – Joelle próbując wyrwać się Patrickowi, nie wiedząc, że stoi za nią Tomas, który także próbował opanować jej złość, uderzając łokciem rozwaliła mężczyźnie nos

- Kuźwa Joelle. – Tomas chwycił się za nos i usiadł na łóżku

- Jakimi nierobami, o kim ty do cholery mówisz? 

- Jak to, o kim o twojej szurniętej rodzince. Która myśli, że znów będzie miała swoje pięć minut. Jeden wymyślony przebój i wielkie halo. Patrzcie ludzie to my The Kelly Family wracamy. Zresztą, ile można śpiewać. Nie samą muzyką ludzie żyją. – Joelle widząc zakrwawiony nos Tomasa poszła do łazienki po apteczkę

- Joelle, jak możesz. Nie masz prawa obrażać mojej rodziny. Przecież dobrze wiesz, że od dziecka pracujemy ciężko, wiemy dobrze co to ciężka praca. A w Monachium mamy kilka lokali gastronomicznych. I ty nazywasz nas nierobami. Powiedz do cholery, o co ci chodzi Joelle!!

- Dla moich rodziców zawszę będziecie nieudacznikami i nie robami, na czele z tą waszą wariatką, jak jej tam Barby, która słyszy jakieś durne głosy w głowie, które każą jej wejść na dach i zeskoczyć jak ostatnio. – krzyknęła z łazienki

- Co takiego? Czy ja się przesłyszałem. Dla twoich rodziców! Czyli znów nie masz własnego zdania. Ostatnio robisz wszystko co twoi rodzice ci każą. Kazali ci iść na szkolenia z zarządzania, poszłaś. Kazali ci zrobić remont mieszkania, zrobiłaś, nawet na ich zawołanie zmieniłaś kolory ścian. Chociaż nie było trzeba. Co jeszcze kazali ci zrobić. Obrażać moją rodzinę.

- Kurwa jak boli. – powiedział zwijając się z bólu mężczyzna

- Przestań jęczeć, jak bachor rudzielcu. 

- Zamknij się pajacu, gdyby nie rozwalony nos to bym ci przypierdolił.

- Przestań! Na szkolenia poszłam z własnej inicjatywy. Łap, tam jest woda utleniona. – rzuciła w stronę Tomasa apteczką – Zresztą oni mają racje, jak można z nią w ogóle żyć. Ona i jej schizofreniczne ataki. 

- Przecież lubiłaś z nią spędzać czas. Zawsze tak dobrze o tobie mówiła. A teraz, tak Barby wyzywasz. Co cię naszło kobieto!!

- Przez nią ostatnio nie mogłam nawet spotkać się z mamą na kawie, bo musiałam ją pilnować, żeby nie wyskoczyła z okna na szóstym piętrze, bo ty z pozostałym rodzeństwem miałeś koncert. Z nią się nie dało nawet wejść na spacer, a co dopiero żyć na co dzień.

- Kuźwa Joelle, jak się ci oświadczałem to wiedziałaś, że Barby jest chora i na co. Nie ukrywałem. Zgodziłaś się na nasz związek. Wiedziałaś dobrze, że każdy z nas podjął się opieki przy niej.

- Każdy, ale nie musiałeś ty się na to zgadzać. Jak tu przyjechałeś miałeś być tylko dla mnie, dla mnie, a nie dla tych wariatów i dla tej cholernej muzyki. – zaczęła wymachiwać rękami w stronę Patricka

-  Nie wierze w to co mówisz. 

- Zresztą nie wiadomo czy wy wszyscy nie jesteście chorzy psychicznie, czy się od niej nie zaraziliście. Bo obserwując was to chyba wszyscy macie coś z głową. 

- Joelle… Jak możesz… 

- I te twoje cholerne wyjazdy do zakonu. Jak by nie wiadomo co one ci dawały. Pokaż ten nos. – Joelle podeszła do Tomasa aby sprawdzić czy nie jest nic złamane

- Przecież wież dobrze, że jeżdżąc do zakonu oczyszczam duszę, aby poczuć znów w sobie Boga.

- A ha, chyba co innego niż duszę. 

- Kurwa koleś bo ci przypierdolę. Jeszcze bardziej niż ona. – Patrick ruszył w stronę Tomasa

- Hej, hej, hej…

- A co nie, nie wiadomo co tam dokładnie robisz. A może jesteś gejem. I po to tam jeździsz aby spędzać z jakimś facetem więcej czasu.

- Joelle!... Kuźwa nie wierzę w to co mówisz. Przeprowadzałaś z nami wywiad, każdy ci się zwierzył, dlaczego wstąpił do zakonu teraz taki tekst.

- A nie jest tak cały czas mówią, że co któryś ksiądz to pedofil. A może co któryś zakonnik to gej.

- Spadam z tego domu zanim wybuchnę, i nie wiadomo do czego dojdzie. 

- Wiesz co zabierz jeszcze to cholerstwo z mojego palca. – Joelle rzuciła w Patricka pierścionkiem 

- Spadam. Powiedz ojcu, że spłacę jemu całą tą kwotę za mieszkanie. – Patrick chwyciła za walizkę i poszedł w stronę wyjścia po drodze chwycił jeszcze za gitarę i kluczyki od samochodu.

- A reszta! – krzyknęła za nim

- Nie bój się zabiorę. Wracam do Monachium.

- Kiedy… 

Patryk nie odpowiedział trzasnął za sobą drzwiami. Popatrzył się jeszcze na dzieci sąsiadów, które stały przerażone na widok wściekłego Patricka. Po chwili podszedł do windy, nacisnął na guzik, aby wezwać windę. Czekając na nią sprawdził jeszcze czy wziął paszport i w szedł do niej. Po paru minutach Patrick znalazł się już w samochodzie. Miał już odjeżdżać, gdy nagle przed oczami Patricka pojawiła się pewna dziewczyna o kasztanowych włosach. Łudząco podobna do osoby, która w młodości podała Patrickowi rękę, gdy ten wpadł w depresje. Dziewczyna stała na chodniku przed samochodem wyciągała dzwoniący telefon z torebki. Odbierając go spojrzała w stronę samochodu, uśmiechnęła się do Patricka. Uśmiech dziewczyny przypomniał Patrickowi o najważniejszej rzeczy, którą zostawił jeszcze w mieszkaniu Joelle.

Po chwili wrócił do mieszkania. Nie patrząc na sytuacje, że z sypiali docierają jakieś jęki wszedł znów do niej. Nie zwracając uwagę, że Tomas pieprzy Joelle od tyłu, wziął krzesło stojące przy toaletce i postawił przy szafie. Wspiął się na szafę i zdjął z niej ramkę ze zdjęciem, na zdjęciu była uśmiechnięta Joelle i zrzucił ją z wysokości.

- Człowieku zwariowałeś.

- Co ty wyprawiasz, to moje zdjęcie.

- Zamknij się babo. – Patrick zeskoczył z krzesła i schylił się do rozbitego zdjęcia, z pod ramki wyją złożoną na cztery kartkę. Rozłożył ją i spojrzał na rysunek, a następnie znów ją złożył i schował do kieszeni spodni. – Zabieram jeszcze to i spadam. Możesz ją dalej pieprzyć.

- Co to za rysunek? – zdziwiła się Joelle

- Nie twój zasrany interes. 

Parę minut później Patrick z piskiem opon odjechał prosto na lotnisko. Nie przyszło mu nawet do głowy, aby pojechać do Krisa i tam ochłonąć.


Po godzinie jazdy zaparkował na parkingu dla klientów tymczasowych jednego z lotnisk w Brukseli. Mógł od razu zaparkować na parkingu strzeżonym i przekazać kluczyki do odbioru przez kogoś innego, ale nerwy miał tak zszargane całą tą sytuacją z Joelle, że myślał jedynie o najszybszym opuszczeniu Brukseli

- Dzień dobry! W czym mogę pomóc. – powiedziała blond włosa kobieta w okularach

- Dzień dobry! O której odlatuje samolot do Monachium

- Już patrzę. Najwcześniejszy lot jest o 1:40 w nocy. 

- Nie ma wcześniej. 

- Niestety, ale nie. Dwadzieścia minut temu odleciał ostatni, z tego co widzę. 

- Kuźwa to za 8 godzin. – popatrzyła na zegarek

- Mogę panu zaproponować bilet na trasę z przesiadkami. Jeśli pan chce szybciej, to najszybszy lot będzie o 20.35 przez  Londyn, Berlin, Monachium.

- Ale i tam bym musiał czekać, co najmniej godzinę na lot. Nie, dobra kupuję bilet bez powrotny na tą 1:40.

- Dobrze. Na kogo mam rezerwować.

- Michael Patrick Kelly, oto paszport.

- Już rezerwuje. Zamawia pan nocny posiłek.

- Poproszę.

- O to bilet. Lot jest o 1:40. Odprawa pasażerów zaczyna się za dwadzieścia pierwsza.

- Dobrze. Dziękuję! Do widzenia.

- Do widzenia!

Patrick spojrzał na zegarek do odprawy miał jeszcze ponad siedem godzin postanowił, że pojedzie do Chrisa i jemu przekaże samochód i to co ma z nim robić. 


Po niespełna godzinnej jeździe podjechał znów pod dom Chris. Po drodze kupił jeszcze jedną dużą pizze i dwa piwa. 

- Cześć stary co jest. Dlaczego nic nie chciałeś mówić przez telefon. – powiedział Chris wpuszczając Patricka do mieszkania

- Zerwałem z Joelle. – Patrick przekazał pizze i piwo Krisowi, walizkę i gitarę, położył przy drzwiach wyjściowych.

- Kuźwa, o czym ty mówisz? – Chris położył wszystko na stolik w salonie.

- Przyłapałem Joelle w łóżku z innym. – Patrick chwycił za jedno z piw i usiadł na jednej z kanap w salonie.

- Cześć Paddy. – powiedziała blond włosa kobieta wychodząca z kuchni – Kawy czy… O widzę, że jednak coś mocniejszego.

- Cześć Rebeka. Sorry, ale nie wiem czy kawa pomoże w tej sytuacji. – Patrick przywitał się z dziewczyną 

- Co się stało?

- Słynna pani Verreet zdradziła Paddiego.

- Co takiego? To jest żart? Przecież mieliście w planach wziąć ślub. 

- Ślub, który nie był po nosie jej rodzicom. – mruknął Patrick

- O czym ty mówisz. – zdziwił się Chris

- Bo taka jest prawda. Jej rodzice nie byli zadowoleni z tego ślubu. Mogę się założyć, że to co dzisiaj się wydarzyło, to wszystko było zaplanowane przez jej ojca. Zresztą gdybym się mylił, to bym jej tego nie wybaczył. A szczególności słów, które dziś powiedziała.

- O czym ty mówisz. – spytała Rebeka

- Obraziła moje całe rodzeństwo wyzywając nas od nierobów. – Patrick upił łyk piwa. Rebeka chwyciła za drugie piwo i usiadła obok Chris

- Hej… A ja.

- Ty nie musisz pić, masz tydzień trzeźwości. 

- Że co, co ja takiego narozrabiałem. – Chris podrapał się do głowie

- Nic, ale było jedno piwo na stole.

- Kuźwa, zapomniałem Rebeka, że lubisz czasami z nami wypić. Mogłem więcej kupić.

- Nie przejmuj się. Idę przygotować pokój dla ciebie. A wy pogadajcie dalej.

- Nie trzeba. Kupiłem już bilet na samolot. Lot mam o 1:40, a odprawę godzinę wcześniej. Chciałem was poprosić abyście zajęli się samochodem i go sprzedali.

- No widzisz jedno z nas musi być trzeźwe aby zawieź Patryka na lotnisko. 

- Jak to. Sprzedać?

- Nie wracam już do Belgii. Jedynie po swoje rzeczy.

- A co dalej z nami i zespołem. – zdziwił się Chris 

- Wracam do rodziny, do Monachium. Tam pomyślę co dalej będę robił, czy będę z rodzina, czy solo. Tu i tak się nie dogadywałem z Pierem.

- No nie stary, nie rób mi tego. A co z nami, z naszą przyjaźnią.

- Przyjaźnić się dalej możemy. – upił łyk piwa

- Chcesz naprawdę zerwać umowę z Pierem. – Chris chwycił za pizze 

- Tak. I ja to jemu powiem nie musisz za mnie tego robić.

- I co dalej wrócisz do rodzinnego zespołu. – spytała Rebeka

- Na razie chcę wszystko sobie poukładać, przemyśleć. A później zdecyduje co dalej. 

- Czyli chwilowa przerwa. – powiedział Chris

- Coś w tym stylu. 

- A pieniądze ze sprzedaży samochodu, jak ci przesłać.

- Rozliczymy się, jak przyjadę po swoje rzeczy, które zostały jeszcze u Joelle.

O wyznaczonej godzinie Chris wraz z Rebeką odwieźli Patricka na lotnisko. Tam przyjaciele się pożegnali. Patrick poprosił jeszcze Chris, aby ten odebrał jeszcze jedna jego gitarę i pozostałe materiały nagraniowe, które pozostały w studiu nagraniowym.


 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 24: Hope - MIchael Patrick Kelly

Rozdział 26: I Really Love You - The Kelly Family

Rozdział 25: The Children Of Kosovo - The Kelly Family