Rozdział 2: Et Voila - Michael Patrick Kelly

 

Niemcy/Berlin  

W jednej z dzielnic Berlina mieszkało młode małżeństwo Gutengów. A dokładnie Emma i Hans Guteng, którzy od czterech tygodni byli szczęśliwymi rodzicami małej Anji. Oboje byli wychowankami domu dziecka w Berlinie. Nie znali swoich rodziców. Nie wiedzieli skąd pochodzą, czy są rodowitymi Niemcami czy są dziećmi imigrantów, którzy uciekając dalej zostawili swoje dzieci w niemieckim domu dziecka. Ale od dziecka mocno byli związani z dwiema rodzinami. Rodziną Kelly, która często parkowała swój autobus na tyłach domu dziecka i nocowała w ośrodku. Odwdzięczając się za nocleg rodzina Kelly pomagała czasami przy nauce muzyki i języka angielskiego. Drugą z rodzin była polska rodzina Kowalik. Rodzina Kowalik związana była z domem dziecka w Berlinie przez seniora rodu pana Piotra Kowalika, który w latach ’90 pracował w Niemczech na budowie, a w domu dziecka wynajmował pokój, pomagając czasami, jako złota rączka w ośrodku. Hans i Emma poznali jego dzieci, gdy ten kilka razy zabierał ich, oczywiście za zgodą dyrekcji domu dziecka na święta do Polski.

- A jak nas spyta czy wybraliśmy już rodziców chrzestnych. To co powiemy.  – powiedział brunet ubrany w czarne eleganckie spodnie, białą koszulę i czarne męskie lakierki 

- Ja wiem kogo wezmę na matkę chrzestną. Nie wiem, jak ty planujesz z ojcem chrzestnym. – powiedziała brunetka ubrana w niebieski dres

- Kogo ty chcesz wziąć na matkę chrzestną. – Hans szykował wózek niemowlęcy. Razem z Emmą szykowali się do kościoła, aby ustalić datę chrztu swojej córki.

- Jak to kogo, Wiktorię. Nie mogła przyjechać na nasz ślub, ze względu na żałobę po wujku Piotrze, ale na pewno zgodzi się zostać matką chrzestną tej ślicznotki. Co nie skarbie, dawaj buziaka mamie. – Emma ubierała małą Anje 

- A co z Dorotii, przecież też się przyjaźnicie.

- Dorotii obecnie jest w ciąży, wiec zrozumie wszystko. 

- Ok. niech będzie Wiktoria. A na ojca chrzestnego może weźmiemy Davida co. Mojego kolegę ze studiów. – Hans był absolwentem szkoły prawniczej. To właśnie dzięki rodzinie Kowalik poszedł na studia. To oni wpajali jemu i Emmie, że nie powinni się bać świata i iść dalej na studia.  

-  David! – Emmie ten pomysł nie bardzo się podobał – A nie masz kogoś innego. Lubię Davida, ale on zbyt często imprezuje.

- Jak nie David to może Tomas.

- Tomas sam został nie dawno ojcem, wiec nie wiadomo czy będzie chciał zostać ojcem chrzestnym naszej księżniczki.

- To może Alexander mój kolega z kancelarii. 

- Alex no nie wiem. Zbyt sztywny. Nie pasuje dla mnie na ojca chrzestnego. – Emmie dalej się nie podobał, żaden z kandydatów. Miała już dawno innego kandydata w planach na ojca chrzestnego swojej córki

- No to nie wiem, kto inny by pasował na ojca chrzestnego. Jak nie moi kumple z pracy czy ze studiów. 

- Nie obraź się kochanie, lubię twoich przyjaciół z kancelarii, ale ja już dawno mam na oku kandydata na ojca chrzestnego. Nawet o nim zapomniałeś.

 - Kogo?! – zdziwił się Hans

- Jak to kogo? Twojego dobrego przyjaciela niejakiego Michaela Patricka Kelly. Co nie ślicznotko, wspaniały ojciec chrzestny. 

- Michael! Mówisz serio.

- A czemu nie. Jest odpowiednim kandydatem na chrzestnego. 

- A co powie jego Joelle. Przecież widziałaś, jak na weselu fochy stroiła, że musiała tu przyjechać. A jeszcze, jaka zła była, że jego rodzeństwo też tu było. A teraz to już całkiem będzie wściekła, jak dowie się co znaczy dla Michaela Wiktoria. Oszalałaś, kochanie. 

- Nie chciał byś. aby twój najlepszy przyjaciel był ojcem chrzestnym naszej córki. 

- Chciałbym, ale … ? – Hans będąc wychowankiem domu dziecka najbardziej zaprzyjaźnił się właśnie z Patrickiem, gdy jego rodzina przyjeżdżała do Berlina i parkowała pod domu dziecka

- No właśnie. Wiec panna Verreet ma gówno do gadania, kogo weźmiemy na rodziców chrzestnych. Tyle lat się nie widzieli z Wiktorią, i może wreszcie się Paddy opamięta, i wybierze tą właściwą kobietę swojego życia.

- Czekaj. Czy ja dobrze słyszę. Ty chcesz wyswatać Wiktorię i Michaela. Ty nie mówisz serio Emma.

- A czemu nie. Przecież Paddy się podkochiwał w Wiktorii. O psa i księżniczka już ubrana. A teraz to mama idzie się ubrać. – Emma położyła małą Anje  do wózka, a następnie oddaliła się w stronę sypialni 

- Tak, to prawda. Ale ile lat temu to było. Emma! Zresztą nie wiadomo czy Paddy dalej coś czuje do Wiktorii.

- Na pewno, coś do niej czuje. Nie wierze, że nie. Zresztą rozmawiałam z Maite, ona twierdzi, że Patrick często wspomina Wiktorię. – powiedziała z drugiego pokoju

- To czemu nie pojechał od razu do Polski i nie prosił Wiktorii o rękę, tylko do Belgii, do Joelle pojechał prosto po wystąpieniu z zakonu.

- Bo mu Joelle w głowie zawróciła. Zapomniał o najlepszej przyjaciółce, która przy nim była, gdy miał problemy z depresją. A po drugie przecież nie wie, że Wiktoria rozstała się z Igorem, gdy ten był w zakonie.

- No właśnie Igor. Dziwie się, że jeszcze Maite nic nie powiedziałaś o tym, że Wiki zerwała z nim.

- Bo Wiki mnie o to poprosiła. A wiesz przecież o tym, że Wiki i Dorotii, są dla mnie jak siostry. Więc siostrzeńca solidarność na pierwszym miejscu.

- Ciekawe co ta twoja mama wykombinowała. Jak ona chce przywrócić przyjaźń między tymi rodzinami. – mruknął pod nosem Hans zaglądając do wózka córeczki – Długo się będziesz tak stroić. Ksiądz czeka.

- Już idę, idę rany Julek. – Emma ubrana w szarą sukienkę z długim rękawem i czarne szpiki zarzuciła na siebie czarną skórzaną ramoneskę. – Ale powiedz nie chciał byś ich szczęścia.

- Widzę, że nie zmienisz zdania. – Hans zarzucił na siebie skórzaną męską kurtkę i chwycił za wózek

- Nie. Wiktoria i Paddy, jako rodzice chrzestni. I kropka. A reszta w rękach bożych.

- No niech będzie. Po załatwieniu sprawy ze chrztem skontaktujemy się z nimi. Biedny Paddy znowu Joelle będzie stroić fochy.


Polska

W jednym z miast na Dolnym Śląsku znajdowała się firma remontowo-budowlana AWANX należąca do dwóch rodzin: rodziny Kowalik i rodziny Nowak. Siedziba firmy znajdowała się w jednej z kamienic nie daleko centrum miasta. Oprócz biura w kamienicy znajdowało się jeszcze kilka pomieszczeń przeznaczonych dla architektów. Bo właśnie tym zajmowała się Wiktoria Kowalik, córka właścicieli firmy. Wiktoria była z zawodu architektem i projektantem wnętrz i ogrodów. W firmie rodzinnej zajmowała się najczęściej projektowaniem wnętrz. Ale zdarzało się także, że czasami reprezentowała firmę na przetargach realizowanych przez miasto.  

- Cześć Wiktoria! Już po przetargu. – powiedziała blondynka ubrana w niebieski komplet, czarną bluzkę i czarne pantofle 

- Cześć Magda! Tak. Tu są podpisane dokumenty dotyczące dzisiejszego przetargu. To my robi remont dworca. – Wiktoria ubrana w zieloną ołówkową spódnice, białą koszulę w czarne groszki i czarne szpilki, rzuciła teczką na biurko blondynki – Gdzie jest Jarek?

- Pojechał na to nowe osiedle w okolicy cmentarza. Dziś jest otwarcie. Kilka rodzin ma już tam zamieszkać. – blondynka schowała teczkę do szuflady. 

- O rany zapomniałam. Przecież to on miał reprezentować firmę podczas dzisiejszego otwarcia. To przekaż jemu, jak wróci, że to jego ekipa za miesiąc zaczyna remont placówki szkolnej, ekipa Bartka się nie wyrobi z budową hali sportowej. Są jakieś problemy z dostawa materiałów budowlanych na czas, musza czekać.

- Dobrze przekaże. Brakuje nam ludzi, już wspominałam o tym Antoniemu. Wiktoria zrobić ci kawy. 

- Nie dzięki. Za raz kończę i znikam. Dziś mam imprezę przecież. A jeśli chodzi o pracowników w następnym tygodniu, złoże ofertę pracy w urzędzie  na architekta i na robotnika budowlanego. 

- A wieczór panieński twojej kumpeli Justyny. To ile was już zostało z tej waszej niezależnej paczki. – blondynka odstąpiła od biurka i poszła w stronę pomieszczenia socjalnego 

- No niestety zostały nas tylko dwie: ja i Agnieszka. Anka od dwóch lat jest mężatką, a teraz przyszło na Justynę. Opuszcza nas. – chwyciła za jeden z segregatorów z półki i zaczęła sprawdzać faktury

- A nie było was czasem pięć, niezależnych babek, które uparły się, że jako nastolatki pójdą na swoje. – spytała blondynka zaparzając kawę

- Jakie pięć?! – zdziwiła się Wiktoria. Do jednej z faktur dopięła dodatkowy dokument i odłożyła segregator na miejsce – A o to chodzi. Jedna się już nie liczy złamała naszą żelazną zasadę. 

- Cześć dziewczyny. – powiedział brunet krótko ostrzyżony ubrany w dżinsy, beżowy T-shert i buty sportowe

- Cześć Antoni.

- Cześć kochany braciszku. – pocałowała mężczyznę w policzek

- A ciebie co wzięło na migdalenie się do mnie.

- Nic, stęskniłam się za braciszkiem. A tak przy okazji wziął byś do siebie Joga. Nie wiem o której wrócimy z wieczoru panieńskiego.– zaczęła tulić się do mężczyzny – Proszę, proszę, proszę. Zobacz, jak cię siostra pięknie prosi.

- A nikt inny z krewnych dziewczyn nie może go wyprowadzić. – spojrzał na Wiktorię po chwili dodał – Magda zrób mi kawę.

- Już ci robię. – powiedziała blondynka

- Rodzice Agi są na urlopie. A reszta się już prawie nie liczy. – spojrzała błagalnie na mężczyznę 

- Zachciało wam się tego psa. Dobra nie pacz tak na mnie. Wezmę go do siebie na tą noc. O której mam przyjść po niego.

- Do klubu idziemy na dziewiętnastą. Więc możesz przyjść godzinę wcześniej. 

-  Dobra to między siedemnastą, a osiemnastą wpadnę po niego.

- Dzięki braciszku. – jeszcze raz pocałowała mężczyznę w policzek

- Antek kawa. – blondynka położyła kawę na stoliku przy którym siedział mężczyzna. 

- Dzięki. A Wiki bo zapomnę, jutro mogła byś wpaść do rodzinnego domu mam sprawę do was wszystkich. – mężczyzna chwycił za filiżankę z kawą 

- Postaram się wpaść, gdzieś tak na czternastą, na obiad. Dobra lecę, bo muszę jeszcze kupić coś na kaca. – chwyciła za torebkę i wyskoczyła 

- Wiki udanej imprezy. – wykrzyknęli wspólnie za dziewczyną 

Pomachała do nich i wyskoczyła z budynku, wsiadła do swojej złotej kii sorento. 

 

Drogę powrotną do domu miała czystą, bez żadnych utrudnień. Zaparkowała na parkingu pod swoim blokiem, zwanym przez mieszkańców miasta jamnikiem nie opodal centrum. Blok był nietypowy bo zaledwie ośmiopiętrowy z sześcioma klatkami, ale bardzo długi w kolorze morelowo-słomkowym. Wiktoria wraz ze swoimi współlokatorkami, aby dostać się do swojego mieszkania musiały, po wyjściu z windy przejść jeszcze długi korytarz w formie balkonu. Między klatkami na parterze bloku, znajdowały się zaś lokale gospodarcze takie jak: salon kosmetyczny, filia banku spółdzielczego, drukarnia, sklep z odzieżą dziecięcą, lokalny sklep spożywczy oraz pizzeria. Nie uwierzycie, ale nawet znalazło się tam miejsce na małe prywatne przedszkole. W którym pracowała Ania jedna z trzech najlepszych przyjaciółek Wiktorii należąca, jak to wcześniej powiedziała Magda do niezależnej paczki nastolatek. Z tyłu za blokiem był dość duży plac zabaw, więc dzieciaki z przedszkola miały gdzie się bawić. Naprzeciwko bloku stał zaś duży pusty plac z kilkoma ławkami, który wykorzystywany był przez miasto w celach imprezowych. W sezonie zimowym na placu pojawiało się tam lodowisko, zaś w sezonie letnim pojawiała się karuzela, a nawet czasami scena muzyczna, na której odbywały się koncerty organizowane przez miasto podczas festynów. Dziewczyny powtarzały sobie, że lepszego vipowskiego miejsca nie miały, jak z balkonu swojego bloku. Kilka metrów od bloku znajdowało się kino, a także dwie szkoły podstawowe, w których uczniowie walczyli o podwórko, bo żaden mądry człowiek do tej pory nie postawił płotu miedzy boiskami. Ile razy Wiktoria wraz z dziewczynami widziały pobitego i w poszarpanej kurtce Oliwiera syna sąsiadów z czwartego pietra to zawsze powtarzały: „O ho trójka z piątką wojnę toczą.” Nie opodal bloku była poczta, na której było można zrobić opłaty. A zaraz za nią był piękny park wraz z amfiteatrem.

Wygramoliła się ze wszystkim co miała z samochodu i tak, jak wcześniej wspomniała weszła jeszcze do lokalnego sklepu spożywczego kupić coś na kaca. Miała kupić, tylko ogórki kiszone i kilka kefirów, a wyszła z trzema torbami zakupów. Przy kasie pogadała jeszcze z ekspedientką, a dokładnie z córką sąsiadów Kasią, która często przychodziła do nich na babskie wieczory. Po zrobieniu zakupów poszła w stronę klatki nr 10, to tam właśnie miała swoje mieszkanie na drugim piętrze. Dumna była z tego mieszkania i z samej siebie, może dla tego, ze jako nastolatka miała już własne mieszkanie. Tak, tak jako nastolatka wraz z czterema koleżankami poszła na swoje. Dziewczyny już w szkole średniej były tak uparte, że gdy miały siedemnaście lat ich rodzice połączyli siły i kupili im właśnie to mieszkanie. Większość osób w mieście znające ich historię nazywały je „niezależnymi nastolatkami”, które poszły na swoje. Do tego grona pięciu niezależnych nastolatek należały właśnie: Wiktoria, przyjaciółki Wiktorii jeszcze z czasów szkoły podstawowej Agnieszka i Ania, a także Justyna przyjaciółka, którą poznały wszystkie trzy w szkole średniej. Do tego grona należała jeszcze jedna dziewczyna Paulina, którą dziewczyny także poznały w szkole średniej. Ale niestety Paulina po czasie z przyjaciółki stała się wielkim wrogiem dziewczyn, a w szczególności Wiktorii.  Ale to już wam opowiem w  następnych rozdziałach. 

- No nie, to jest żart. – powiedziała po wejściu do klatki widząc kartkę na windzie z napisem „Winda nie czynna do odwołania”. Westchnęła i po czasie dodała – Dzięki bogu, że to drugie piętro, bo bym im flaki wypruła.

Skręciła w stronę schodów i poszła nimi. Miała do pokonania zaledwie 40 schodów. Po pokonaniu ich skręciła w stronę drzwi, które prowadziły na korytarz, na którym znajdowało się jej mieszkanie. Tak jak wcześniej wspomniałam, aby dostać się do mieszkania Wiktoria musiała przejść przez przejście w formie balkonu. Z mieszkania dobiegały odgłosy drapania i pisków.

- Cześć mordeczko. Witasz się ze swoją panią. – w progu w drzwiach mieszkania przywitał ją jasny labrador. Mieszkanie nie było duże zaledwie 65 m2,  ale za to ma cztery pokoje, kuchnie, łazienkę i osobną toaletę.

- Cześć Wiki! Nie daj się zmanipulować, on był już na dworze i to nie dawno. – powiedział damski głos z pokoju obok

- Cześć Aga! Jog przestań wsadzać tam mordę, nie przyniosłam tam żadnej bomby. – odepchnęła psa ręką od zakupów, a następnie powiesiła wiosenny płaszcz na wieszaku w przedpokoju – Pogłaskam cię, jak będę miała wolne ręce. A teraz przepuść panią.

- A niech to, do cholery. Aaała, szlak by trafił. – powiedziała blondynka, gdy osunęła się na nią półka 

- Aga coś się stało?

- Nie nic, osunęła się półka, ale już ją wsadziłam. 

- Kupiłam to co trzeba na jutrzejszego kaca i coś do jedzenia. – torebkę położyła na fotelu w salonie, zakupy zaś zaniosła do kuchni 

- Wiki, jak byłam z psem to wyjęłam zaległe listy ze skrzynki. Coś do ciebie przyszło leży w salonie. No jest, wreszcie znalazłam.

- A Aga załatwiłam opiekę dla Joga. Antek przyjdzie po siedemnastej po niego. – zakupy schowała do lodówki, a następnie chwyciła za jeden z placków ziemniaczanych leżących na talerzu

- Niech zgadnę, wybłagałaś go na słynną minę płaczka. 

- No jasne, że tak, inaczej bym nie załatwiła. – zdjęła szpilki w przedpokoju i boso poczłapała do salony, chwyciła za listy i zaczęła je przeglądać.

- Która ta, ta czy ta. – spytała blondynka wchodząc do salonu pokazując przy okazji trzy sukienki, a ubrana była w tym czasie w szary dres

- Przymierz wszystkie to powiem co i jak.

- Wszystkie!... No dobra.

Pies zaczął wariować na dźwięk usłyszanego domofonu. Agnieszka podeszła, aby otworzyć bramę, a następnie drzwi wyjściowe

- Spokój Jog.

- No jest, przyszło. Oto wyczekiwany prezent, jaki udało mi się załatwić dla Justyny i… dla nas. – zatrzepotała listem przed oczami Agnieszki

- Co to? – wyrwała Wiktorii kopertę i zaczęła ją otwierać – No nie… Nie wierzę bilety na koncert. I to Ira w Krakowie. Wiki jesteś kochana. 

- Nareszcie pójdziemy na dobry koncert.

- Cześć dziewczyny! – powiedział damski głos wchodzący do mieszkania – Co mordeczko, chodź się przywitać.

- Cześć Ania! – odpowiedziały wspólnie 

- Co tam? Co jest? Coś mnie ominęło? – spytała brunetka o długich włosach ubrana w elegancką sukienkę mini w nie co drapieżne cętki wchodząc do salonu 

- Popatrz co Wiki nam załatwiła. Kiedy to ostatni raz byliśmy na dobrym koncercie

- Ira. I to jeszcze w Krakowie. Nie było gdzieś bliżej. – brunetka rzuciła biletami o stolik i poszła w stronę kuchni – Idę po kawę.  Co komu?

- No nie Anka, bez jaj. Trochę odpoczniesz od męża. – Wiktoria się podśmiewywała

- Jeśli chodzi o wypad na koncert to jestem za. Tylko dlaczego, aż do Krakowa. 

- O rany zapomniałam. Przecież w Krakowie mieszkają twoi dwaj kuzyni. 

- No właśnie. Znów będziemy miały ochronę. Idę zrobić tą kawę. – Ania skręciła w stronę kuchni – Oooo … placki ziemniaczane.

- A ty nie miałaś czasami czegoś przymierzyć. – Wiktoria spojrzała w stronę Agnieszki – Co kobitko?

- Dobra idę przymierzyć te sukienki. Powiecie co i jak. – Agnieszka skręciła w stronę swojego pokoju. Wiktoria zaś kucnęła przy odtwarzaczu płyt CD. Chwyciła za jedną z płyt, którą miała na wierzchu i puściła muzykę. A była to płyta „Over the hump” zespołu The Kelly Family 

- O rany, rodzinka Kelly, kiedy to ja ich ostatnio słuchałam. – powiedziała Ania wracając z kuchni z kubkiem kawy i talerzem placków ziemniaczanych, usiadła przy stole

- A tak mnie wzięło na małe wspomnienia. – Wiktoria się zaśmiała siadając na fotelu w salonie. – Wracając z pracy w radiu, ktoś poprosił o jeden z ich przebój. I tak mnie nagle wzięło. 

-  Pamiętam, jak byłyśmy kiedyś na ich koncercie w Berlinie. Maite, aż skakała z radości, jak cię zobaczyła. Tak cię ściskała, że myślałam, że cię udusi.

- Jog, teraz to ja cię mogę pogłaskać, chodź do pani. – pies położył głowę na kolanach Wiktorii, a ta zaczęła drapać psa za uszami – Kochana Maite. Zawsze pierwsza do witania się z gośćmi. A wiecie o tym, że później po koncercie mi się i tak oberwało od niej. – dodała spoglądając na przyjaciółkę.

- Za co? – zdziwiła się Ania

- Że nie chciałam zostać dłużej u nich tylko wracałam z wami. – dziewczyny zaśmiały się.

- Nigdy się nie przyznawałaś, że znasz ich osobiście, właśnie do tego czasu. Gdy ochroniarz do nas podszedł i poprosił żebyśmy za nim poszły. Nie wiedziałam o co chodzi, aż do tej chwili.

- Nie lubiłam, się tym chwalić. Sama pamiętasz, jak nas szykanowano w liceum, że jesteśmy fankami rodziny Kelly, a nie Backstreet Boys czy Spice Girls.

- Ale trzeba przyznać, że nikt w klasie nie miał takich przygód jak my. – powiedziała Agnieszka z drugiego pokoju

- To prawda. Czasy były ciężkie, ale przygody mieliśmy the Best. – Ania się zaśmiała 

- Zawsze z każdego koncertu przywoziłyśmy pamiątki. I spanie pod namiotem na festiwalach w Woodstock. To były czasy. 

- I jak? – Agnieszka wróciła z pokoju, ubrana była w zieloną sukienkę na ramiączkach z dekoltem w serek i czarne szpilki 

- Świetnie wyglądasz, mogła byś w niej iść. – Ania spojrzała na Agnieszkę

- To już twoja decyzja czy chcesz przymierzyć resztę. W tej świetnie wyglądasz. – Jog znów zerwał się na głos domofonu – Ja otworzę. Leć się przebierać. – dodała Wiktoria podnosząc się z fotela

- Przymierzę jeszcze tą czarną co ma pasek w cekinach. Ale ta od początku chodziła mi po głowie

- Ok. – powiedziały wspólnie 

- A Wiki, a o co chodziło z tym szlabanem. – spytała Ania

- Jakim szlabanem. – zdziwiła się Wiktoria wracając do salonu – Idę zrobić sobie kawy. Aga tobie też zrobić.

- Jak byś mogła to poproszę. Tym którym dostałaś od Jimmiego i Johna, jak mieli ten koncert we Wrocławiu. – krzyknęła z drugiego pokoju Agnieszka

- Cześć dziewczyny. – powiedziała szatynka wchodząc do mieszkania. – Cześć mordeczko.

- Cześć Justa. – powiedziały wspólnie dziewczyny

- Czekaj nie kojarzę tego, chłopaki dali mi jakiś szlaban? – Wiktoria spojrzała pytająco na Anie, a następnie poszła do kuchni – Justyś zrobić ci coś do picia. Jak już jestem w kuchni, to od razu zrobię.

- Zrób mi herbaty. Bardzo Cię proszę Wiki. A o czym wy tak rozmawiacie. Czego Wiki nie pamięta. – brunetka usiadła na kanapie w salonie ubrana była w beżowy kombinezon i czarne szpilki. – O rany, jaka jestem wykończona. Dzięki Bogu, że to już koniec. – dodała 

- Czym, ty jesteś wykończona i to jeszcze w sobotę. – powiedziała Agnieszka wchodząc do salonu ubrana w małą czarną z długim rękawem i paskiem w cekinach – I jak?

- Jak to czym przymierzaniem sukni ślubnej. – Justyna spojrzała na Agnieszkę – A ty co się tak stroisz. – dodała 

- Szykuję się na dzisiejszy dzień. Zapomniałaś. 

- A wieczór panieński.

- W tamtej ci lepiej było. – Wiktoria weszła do salony z herbatą dla Justyny i kawą dla Agnieszki. – Proszę dziewczyny. Ja idę jeszcze po swoją. – dodała odwracając się w stronę kuchni

- To prawda. Tamta bardziej cię rozjaśniała. – Ania odeszła od stołu i poszła zanieść talerz do kuchni

- Dobra, czyli zostaje przy zielonej. – po chwili wszystkie dziewczyny wróciły do salonu. 

- A wracając do wcześniejszej rozmowy. Wspominamy stare dobre czasy, jak jeździliśmy za Kellysami. Spytałam Wiki, o co chodziło, z tym szlabanem co go dostała od Johna przy nas. Kojarzysz to. – powiedziała Ania w stronę brunetki.

- Już wiem o co chodzi. Pamiętam to. – Justyna spojrzała na Wiktorię – Też jestem ciekawa.

- Ale ja naprawdę nie pamiętam. – Wiktoria z powrotem usiadła na fotelu trzymając kubek kawy – Może mi przypomnicie, jakiś mały szczegół z tej sytuacji.

- Z tego co pamiętam, myśmy w tamtych czasach jeździły, także na koncert Chylińskiej. A w tedy we Wrocławiu, zamiast pójść na koncert Kellysów poszliśmy na koncert zespołu O.N.A. I pamiętam to do dziś, że gdy wracaliśmy z niego John z Jimmym stali przed hotelem. A John ze skrzyżowanymi rękami powiedział „Młoda damo masz szlaban”. – powiedziała Agnieszka prezentując cała scenę

- A o to chodzi. Już pamiętam. Poszło o to, że o naszym wyjściu wiedziała tylko Kathe. To jej powiedziałam co i jak. I to ona dała zgodę na nasze wyjście, ale miała, także przekazać reszcie i niestety zapomniała. A John nic nie wiedząc o tym i mnie ochrzanił. 

Z odtwarzacza dalej leciała płyta zespołu The Kelly Family. Wiktoria wraz z przyjaciółkami zaczęły wspominać stare dobre czasy, w których jeździły na koncerty zespołu The Kelly Family, czy też niektórych polskich artystów z lat ’90. Agnieszka nawet wyjęła album ze zdjęciami, gdzie były umieszczone wspomnienia dziewczyn, z każdego wypadu na koncert. Lubiły tak spędzać wakacje, jeździć za artystami i spać pod namiotem, to sprawiało ich radość. 

Dziewczyn tak wciągnęła rozmowa, że nawet nie zauważyły, kiedy przyszedł Antoni brat Wiktorii po ich psa.

- Cześć dziewczyny! – Antoniego przywitał, tylko pies. Na szczeknięcie psa Wiktoria dopiero zareagowała

- Antek, co tu robisz? – spytała 

- Jak to co, miałem przyjść po Joga. Co tu, tak wesoło.

- Cześć Antek. – powiedziały wspólnie dziewczyny

- Wspominamy stare czasy, a dokładnie to. – Agnieszka pokazała Antkowi zdjęcie, na którym była rodzina Kelly podczas jednego z koncertów w Polsce.

- O Matko Święta! A was co wzięło. A chociaż, ciekawe co u nich słychać. Dawno nie gadałem z chłopakami.

- W radiu usłyszałam jedną z ich piosenek i tak nagle naszły mnie wspomnienia o naszych znajomych z Niemiec.

- O wszystkich, czy tylko o kimś konkretnym. – Antek spojrzał na siostrę w drodze do kuchni 

- O kim ty mówisz? – spytała Wiktoria podążając wzrokiem za bratem

- Jak to o kim, a kto za tobą wzrokiem podążał. I co chwile o ciebie pytał. No kto?– zaśmiał się wracając ze szklanką wody

- A idź ty do czorty maku. – Wiktoria ze złości rzuciła poduszką w brata – Jog chodź pani cie ubierze. Dziś pójdziesz do pańcia. – dodała chwytając za szelki psa

- No co. Ja pytam szczerze wszyscy czy tylko on.

- O kogo chodzi? – spytała Ania

- Antek oszalałeś, byliśmy tylko przyjaciółmi. Traktowałam go, jak starszego brata. – Wiktoria zezłościła się na brata zapinając psu smycz

- Ja bym powiedział co innego, siostrzyczko. – Antoni położył poduszkę na fotel

- Ja ciebie, chyba kopne w cztery litery. 

- Wiki o kogo chodzi? – spytała jeszcze raz Ania

- O Paddiego, uganiał się za Wiktorią. – odpowiedział Antek. Widząc minę siostry położył szklankę na stół, a następnie podszedł do niej i chwycił za smycz – Chodź Jog, bo tu zaraz zrobi się gorąco, no i pan wyjdzie z rozwalonym nosem. 

- Co takiego? Nigdy, o tym nie mówiłaś. – zdziwiły się dziewczyny

- Bo nie było o czym. Zresztą w tedy byłam w związku z Igorem, jego kochałam i jego ... Idę pomału się szykować. – Wiktoria nie dokończyła wypowiedzi. Odwróciła się na pięcie i poszła do swojego pokoju. Na twarzy jej pojawił się smutek. Wiktoria w pokoju u siebie wyjęła z szafy zwiewną szyfonową sukienka w kwiaty i beżowe szpilki.

- Oj siostra, siostra, przez tego dupka znowu cierpisz.  

- Wiki wszystko w porządku. – powiedziała Justyna widząc minę przyjaciółki. Wszyscy wiedzieli, że Wiktoria nie miała dobrych wspomnień ze związku z Igorem. Dziewczyny zaczęły opierniczać Antoniego, że wspomniał o Igorze.

- Dobra siostra, lecę chodź się pożegnać. – Wiktoria wyszła ze swojego pokoju i podeszła do brata – Widzimy się jutro w rodzinnym domu. Pa siostra. – pocałował Wiktorie w policzek – Cześć dziewczyny!

- Cześć! – odpowiedziały wspólnie.


Przyszedł czas wyjścia dziewczyn na wieczór panieński Justyny, który odbywał się w jednym z klubów w mieście. A dokładnie w klubie Imperium nie opodal parku przez, który płynęła rzeka. Miały tam zarezerwowane miejsce na małe prywatne spotkanie. 

Dziewczyny cały czas wspominały lata ’90. Jak jeździły na koncerty itd. Całej tej sytuacji przyglądało i przysłuchiwało się im trzech mężczyzn siedzących dwa stoliki dalej. 

- Eeee… Laski! Co tak plotkujecie. – powiedział brunet z delikatną bródką ubrany w dżinsy i biały T- shert. 

- Szukacie jakiegoś Patryka. To ja jestem Patryk. – zaśmiał się blondyn ubrany w czarne spodnie i błękitną koszulę

- Eeee… ślicznotki. Może któraś chce się zabawić. – powiedział znów brunet

- Ciekawe czy w ogóle kiedyś były z jakimś facetem. – powiedział trzeci z mężczyzn, także brunet ubrany w eleganckie czarne spodnie, łososiową koszulę i czarne lakierki.

- Olejmy ich, z takimi dupkami niema co gadać. – Wiktoria spojrzała na facetów, a następnie odwróciła się z powrotem do dziewczyn. Kelnerka widząc zaczepki mężczyzn podeszła do stolika dziewczyn i poprosiła, aby dziewczyny nie zwracały uwagi na mężczyzn. Powiedziała, że to są bywalcy klubu, którzy cały czas zaczepiają dziewczyny i chcą je zdobyć jako trofea. 

- Ale naprawdę z nim nie rozmawiałaś tyle czasu. Nie jesteś ciekawa, co u niego słychać. – spytała Justyna. Po odejściu kelnerki dziewczyny kontynuowały rozmowę. 

- Nie, nie jestem! On, żyje swoim światem. A ja swoim.

- Ale nawet troszeczkę. – dopytywała się Ania

- On jest w zakonie. Więc co może się zmienić u niego.

- Ale tak szczerze, czułaś coś do nie go. – spytała Justyna

- Ciężko powiedzieć. Gdy się widzieliśmy twarzą w twarz, nie ważne czy byliśmy sami czy w większym towarzystwie. Zawsze pojawiał się mętlik w mojej głowie.

- Co masz na myśli?

- Raz miałam wrażenie, że Michael jest dla mnie jak brat, drugi raz jak dobry przyjaciel. A za trzecim razem…

- Noo…. Mów! – powiedziały wszystkie wspólnie. Wiktoria ucichła, aby wziąć głęboki oddech. Po chwili za swoimi plecami usłyszała męski głos.

- Dobra chłopaki idziemy zabawić się ze ślicznotkami. – powiedział blondyn

Mężczyźni nie dawali za wygraną. Podeszli do stolika dziewczyn i zaczęli nachalnie się zachowywać wobec dziewczyn. Dziewczyny nie mogły się ich pozbyć. Nie pomagały żadne argumenty i słowa. Wiktoria widząc, jak jeden z nich zaczął obmacywać Agnieszkę nie wytrzymała, podeszła do mężczyzny i po chwili prawą pięścią uderzyła mężczyznę łamiąc jemu nos.

- Ja pierdolę babo odbiło ci. – złapał się za nos – Złamałaś mi nos.

- Ciesz się, że tylko nos zboczeńcu. 

-Ty chyba nie wiesz z kim zadzierasz szmato. – powiedział jeden z brunetów

- Spieprzajcie z stąd, albo kolejny z was będzie paradował z nosem w gipsie. – Wiktoria, aż kipiała ze złości 

- Pożałujesz zdziro. – rzucił się na Wiktorię jeden z brunetów. Mężczyzna złapał ją za gardło i zaczął podduszać – Jego ojciec jest prawnikiem. Zobaczysz, że cię załatwimy.

 - Ałaaaa….

- Puść ją! – krzyknął barman i dwóch innych mężczyzn z drugiego stolika

- Niech ktoś wezwie policję! – krzykną jeden z nich. 

Kelnerka widząc zachowanie mężczyzn, wezwała policję. Po ponad półgodzinie dopiero przyjechała policja. Wiktoria wytłumaczyła policji, że stanęła w obronie przyjaciółki dlatego złamała mężczyźnie nos. Słowa Wiktorii potwierdziła kelnerka, a także barman, i pozostali goście klubu. Barman przekazał, także policji nagranie z kamer. 

- Dobrze. Ale pojedzie pani z nami. Jeszcze raz zezna na komendzie. Co i jak było. – powiedziała policjantka o urodzie blondynki

- Ale dzisiaj. A nie mogę w poniedziałek przyjść na komendę.

- Wolelibyśmy to wszystko spisać dziś. – powiedział policjant o urodzie Latynosa

- Dobrze pojadę z Państwem. 

- O nie! Tylko nie to! Dla tej wariatki wezwijcie inny radiowóz. – powiedział blondyn któremu Wiktoria złamała nos 

- Sieć cicho gnoju. Należało ci się. Wreszcie się znalazła kobieta, która pokazała ci co i jak. – funkcjonariusz próbował uspokoić mężczyznę. – Dobra chłopaki zabierzcie tych panów. – powiedział po pojawieniu się kolejnych policjantów – A panią poproszę z nami

- Wiki zadzwonimy do Doroty. I powiemy co i jak. 

- Dzięki dziewczyny.


Wiktoria pojechała radiowozem na komendę. Tam jeszcze raz opowiedziała całą sytuacje, jaka zaszła w klubie. Okazało się, że mężczyźni są stałymi bywalcami komisariatu, po takich właśnie zaczepkach. Wiktoria dostała, tylko mandat w wysokości 500 zł za pobicie mężczyzny. A ojciec poszkodowanego nawet się ciszył, że jego syn wreszcie napotoczył się na taką kobietę, która pokazała jemu, gdzie jego miejsce. Powiedział, że jako prawnik nie wniesie oskarżenia za uszkodzenie ciała. Więc Wiktoria nie musiała się niczego obawiać.

Parę minut później po Wiktorię przyjechał jej szwagier Adam, który także z zawodu jest policjantem. Załatwił wszystko, co było związane z mandatem Wiktorii. Po wyjściu z komisariatu Wiktoria pojechała od razu do siostry i tam już została na noc. Po drodze powiadomiła jeszcze swoje koleżanki, że już jest wszystko ok i jedzie do siostry.

 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 41: Blurry Eyes - Michael Patrick Kelly

Rozdział 39: The First Time - The Kelly Family

Rozdział 40: Because It’s Love - The Kelly Family